Ząbkowanie małej kotki na tle jazgotu targanej emocjami starszej siostry, a wszystko to w czasie wielkiego skupienia nad merytoryczną pracą o doniosłości ludzkiej psychofizyczności w sztuce malarskiej. Oto idealny przepis na utratę zmysłów i chaos doskonały.
Na nudę zdecydowanie nie mogę narzekać i to nie jedynie za sprawą własnej niepohamowanej często ekspresji, ale dzięki atrakcjom różnego autoramentu dostarczanym mi przez kotki każdego dnia. Można pod tym względem polegać na nich jak kiedyś na niezawodnej mleczarni, podstawiającej co rano butelkę pełną laktozy pod drzwi. Młodzi takich scen nie pamiętają, ale na dobrych, starych polskich filmach można tej atmosfery zaczerpnąć.
Nim opowiem, o co poszło, kilka słów wprowadzenia dla tych, którzy historii Feli i Jani nie znają.
Słodycz wspomnienia i szczypta moralizatorskiego dziegciu
Felicja to moja kotka tonkijska. Jest ze mną od prawie roku i uwielbiam ją do kości. To niezwykle przyjacielska i inteligentna rasa jedna z najbardziej towarzyskich pośród wszystkich, niewątpliwie również cudownych kocich ras.
Trzy miesiące temu podjęłam trud dokocenia. O tym, że zupełnie nie miałam świadomości, w co wchodzę, że to nie będzie impreza z napisem „witaj w domu”, tortem, konfetti i zadowoloną z nowego towarzystwa Felą, tylko mozolnie przeprowadzana akcja, z konkretnymi, bardzo przykrymi reperkusjami już Wam opowiadałam. Jeśli nie słyszeliście, a chcielibyście posłuchać, zapraszam na folktoki.pl odcinek 34 „Dokocenie — czyli jak wprowadzić do domu nowego kota. Historia spotkania Janiny z Felą”.
Przywiozłam zatem z hodowli biologiczną siostrę Feli. Janina, bo tak właśnie ma na imię moja kolejna kotka, na której punkcie także mam bzika, jest osobowościowo zupełnie inna od swojej starszej siostry, choć łączy je jedno — obie są przemiłe, przytulaśne i niezwykle bystre. Na podium dla najwspanialszej kotki na świecie stoją ex aequo (łac. jednakowo).
Poza tym Fela jest „naj” ze wszystkich najstarszych w domu kotek, a Janinka najmłodszych. Fela tryumfuje w sekcji umaszczenia szylkretowego z błękitnymi oczami, a Janina liliowo-niebieskiego z zielonymi. To, że używam manipulacji, bo mam tylko dwie kotki i w tak ujętych kategoriach są jedyne, więc konkurencji zwyczajnie nie mają, jest bez znaczenia. Kategoryzacji użyłam celowo i jedynie po to, by podkreślić, że w odróżnieniu od nas zwierzęta kochają bezwarunkowo i powinniśmy się tego od nich uczyć. Nie ma dla mnie znaczenia, że Fela i Janina to piękne rasowe koty. Przed nimi miałam nieodżałowaną Franię, znajdę bez cienia rodowodu, za to z wrodzoną szlachetnością na miarę księżniczki i też kochałam ją całą mocą.
Powyższy mini ranking więc to po prostu systematyzująca igraszka, psychologizująca wkrętka, bo współczesny świat uwielbia system tabel i punktacji. Usilnie próbuje oceniać kogoś wedle jego przydatności, urody, zasobności. Mamy coraz większy problem z rozkładaniem uczuć i zamiast zaopiekować się własną niemocą, nieustannie coś obliczamy, mając nadzieję, że wynik podpowie nam prawdę o innych, czy raczej o nas samych.
Tymczasem zwierzęta pokazują nam jakie to proste. Wystarczy wyzbyć się uciążliwych oczekiwań i przyjmować człowieka takim jaki on jest i to w zupełności wystarczy do kochania w nim osoby właśnie, bo miłowanie jest jak czarna dziura — pomieści wszystko, razem z każdym naszym deficytem. Takie nieobliczone uczucie dostaję od moich kotek i takim — mam nadzieję ja je obdarzam.
No nie mogłam się powstrzymać, bo każda możliwość jest dobra, by podkreślać, jak mądra jest przyroda i jak wiele my — zarządzający nią gatunek ponoć myślący — możemy się od niej nauczyć. Wracając jednak do mojej domowej opowieści…
A przez chwile było tak spokojnie…
Ledwie dokocenie uznałam za zamknięte i odtrąbiłam sukces tego karkołomnego przedsięwzięcia, ledwie ucieszyłam się całkowitym powrotem mojej Feli do modelu „starej” Felicji sprzed okresu Janiny… tak bowiem liczę teraz czas — na ten sprzed Janiny i po Janinie, w końcu ledwie zagościła w naszej przestrzeni tak długo oczekiwana sielanka wspólnej radości, czułości i zabaw, aż tu nagle bęc! Cały misternie utkany plan wziął w łeb.
Nie zdążyłam zapobiec temu, co nieuchronne
Pęknięcia w szwach mojej mięciutkiej kocio-miłosnej dzianiny zaczęłam zauważać na początku września. Od tamtego dnia, z godziny na godzinę pruł się nasz święty spokój, jakby ktoś pociągnął dokładnie za tę nitkę, która jest gwarantem doskonałego rozszczelnienia szwu — krawcowe wiedzą doskonale, o którą nitkę idzie.
Koty tonkijskie z natury wszystko głośno komentują. Fela zaczęła gadać więcej niż zwykle stała się niespokojna, wskakiwała na meble kuchenne i stamtąd nawoływała, że ho ho. Niechętnie jadła, popłakiwała, kwiliła, po czym znów krzyki, lamenty, utyskiwania. Rzecz jasna już po pierwszym dniu takiego zachowania zaświtało mi w głowie skąd ta zmiana nastroju.
Felicja mimo swoich 11 miesięcy, nie przeżyła dotąd pierwszej rui. Sterylizację odkładałam, bo to mała rasa, a te dojrzewają później i to prawda, ale niestety nie uchwyciłam momentu, że to już, że należy wyprzedzić fakt hormonalnej udręki choćby o krok. Nie udało się, przyznaję — moje zaniechanie.
Kula śnieżna
Potem już lawinowo dołączyły się wszystkie typowe objawy, Fela tarzała się po podłodze, ocierała o meble, nieustannie zawodziła, nie mogła sobie znaleźć miejsca. Żal było na nią patrzeć. To kot niewychodzący, więc zupełnie nie wiedziała, co się z nią dzieje. Hałas nawet w nocy nie milkł, a przy jego niemożliwym natężeniu, nie sposób było zasnąć. Rozdrażnienie udzielało się wszystkim domownikom, o domniemanym przeklinaniu nas przez sąsiadów nie wspomnę, choć nikt uwagi mi nie zwrócił, ale jestem pewna, że to jedynie przez grzeczność, bo na bank mieli tego dosyć. Wrzaski Feli wszak niosły się — mam wrażenie — po całej okolicy.
Janinowe ząbkowanie
Janina zupełnie nie wiedziała, co się dzieje. Nasza mała gaduła zamilkła i z przerażeniem chodziła za Felą, przyglądała się ze zdziwieniem to siostrze, to mi, jakby pytała: „Co z nią? O co chodzi? Dlaczego się nie bawi, tylko wije po podłodze i zawodzi na całe gardło? Chyba stało się jej coś strasznego”.
Jakby mało było zamieszania, Janinka też przeżywała swoje pierwsze chwile wchodzenia w dorosłość, a mianowicie, zaczęły jej wypadać mleczaki. Zgrzytała zębami, potrząsała głową, pocierała pyszczek łapką, straciła apetyt. Jedynie suchą karmę podgryzała, jakby usiłowała sobie przy jej pomocy wypchnąć ruszające się zęby.
Mówiłam sama do siebie — dobrze, że nie mam więcej kotów, bo strach pomyśleć, co jeszcze za atrakcje mogłyby na ten jazz się nałożyć.
Janina tuliła się nieprzytomnie trochę ze strachu przez dziwnym zachowaniem Feli, trochę szukając ukojenia dyskomfortu ząbkowania.
Rwetes nie do zniesienia
W domu panował zupełny rozgardiasz, na niczym nie mogłam się skupić, a właśnie w tym czasie ciszy potrzebowałam szczególnie, bo właśnie w oku tego kociego cyklonu miałam do przygotowania ważny wykład na malarskie sympozjum, ale w tych warunkach nie słyszałam własnych myśli. Towarzyszył mi nieustannie stan napięcia, rozdrażnienia, no i strach, że zwyczajnie zawalę temat. Przez kilka dni zostawałam więc po pracy w biurze, by tam w spokoju przygotować potrzebny materiał.
Wracając, czułam się wykończona, a patrzenie na ewidentne męki Felicji łamały mi serce. I w tym wszystkim biedna zdezorientowana i też bądź co bądź cierpiąca Janinka.
Powrót ciszy i spokoju
Tydzień trwało to szaleństwo, a przeszło z dnia na dzień tak raptownie, jakby Feli ktoś wyjął magiczną wtyczkę. W tym samym czasie Janina uporała się ostatecznie z wypadającymi mleczakami i również się uspokoiła.
W domu nastała ponownie cisza i harmonia. Wykład się powiódł, czyli happy and na wszystkich frontach.
Pozostało czym prędzej Felicje poddać sterylizacji, by zdążyć przed kolejną rują i tak też się stało, ale to opowieść na następny odcinek. Emocji na razie mam dość, kastracja i patrzenie na rekonwalescencję mojej kochanej kotki, oj… to także wytarmosiło mnie solidnie. Za dwa tygodnie Janinę chcę poddać temu niemiłemu, ale koniecznemu zabiegowi. Tym razem zdążę — jak sądzę — nim pierwszy zew natury Janinę dopadnie. Uchronię ja przed tą kołomyją, a jak już wydobrzeje, opowiem Wam jak obie kotki przeszły przez ten trudny czas i jak mi udało się mimo wszystko serce zachować w jednym kawałku.
Wszystko będzie dobrze
No zdecydowanie kotki nie pozwalają na nudę. Jest wesoło, bywa dramatycznie, ale jakoś wszystko się układa i zdecydowanie na horyzoncie widzę wytęskniony czas stabilizacji. Wkrótce wszystko będzie poukładane, jak należy, a my będziemy wspólnie żyć długo i szczęśliwie. Taką bajkę sobie wymarzyłam i tak będzie, a co! Trzeba mieć w sobie wiarę, bo ta naprawdę kreuje rzeczywistość. Trzymajcie się w zdrowiu, projektujcie tylko dobre myśli i do usłyszenia, wkrótce się odezwę.